Szczęśliwcy, którzy czytali niewątpliwie ciekawą książkę pt. Przypadki Juliana #, autorstwa niejakiego Jacka Delta ;), pamiętają opis młyna w Brzeźnie.
Opis ten, jak i inne w tej książce, kierują myśli do miasta mojego dzieciństwa – Wąbrzeźna.
Znajdują się tu trzy młyny, niestety dziś nieczynne.
Najstarszy, będący w prywatnych rękach, znajdujący się w połowie ulicy 1 Maja, w czasach poprzedniej epoki używany był już tylko jako magazyn pasz Gminnej Spółdzielni. Pięknie odrestaurowany, mieści dziś przytulną restaurację i jest miejscem spotkań miłośników wydarzeń kulturalnych.
Drugi, położony przy ulicy Żwirki Wigury, będący również w prywatną własnością, jest obecnie prawdziwą ozdobą miasta.
I na koniec trzeci, ten najważniejszy, stojący przy ulicy 1 Maja, pod numerem 60, to najważniejszy młyn w mieście. Największy i najnowocześniejszy, jak na ówczesne czasy. Dziś w stanie opłakanym, zamieniony w części w podrzędną hurtownię materiałów budowlanych. Ogarnia mnie smutek na widok mojego kultowego miejsca z dziecinnych lat. Przykre jest to, że zaciera się wiedza na temat tego młyna. Spotkałem niedawno współczesnych Wąbrzeźnian, którzy nie potrafili mi powiedzieć, co się mieściło w tych zapuszczonych budynkach. Szkoda, wielka szkoda…
Na stronie 121 Przypadków Juliana # znajduje się takie zdanie: „Z hali mlewników, serca młyna, prowadziły drzwi do sterowni i do pomieszczenia, w którym młynarze mogli chwilę odpocząć i pożywić się drugim śniadaniem.”
Jakże bardzo pasuje do tych słów zamieszczone poniżej zdjęcie…
Mój Dziadek pracował w Młynach Richtera, stracił tam palec, zapomniał po Świętach zdjąć obrączkę i skończyło się wypadkiem