Święta i po…
Jest poniedziałkowe popołudnie. Pogoda się popsuła. Wszyscy mieli nadzieję na oczekiwany deszcz, a tu tylko lekko popadało i zrobiło się zimno. Czas zatem na pracę przy wywoływaniu zdjęć. Cyfrowe wywoływanie w równie cyfrowej ciemni jest często powodem zaciekłych sporów. „Przecież to nie jest prawdziwe zdjęcie” – słyszę często. Oczywiście, że nie jest. Fotografuję w plikach RAW, czyli „surowych” i one, podobnie jak naświetlona klisza wymagają wywołania. Oczywiście ważne jest, aby z ingerencją nie pójść za daleko, bo otrzymujemy wtedy zły, przerysowany efekt. Chyba że taki był cel, taka była wizja autora. Bryan Peterson w swojej książce p.t Fotografia bez tajemnic pisze: „Pomyślmy o RAW jak o filmie negatywowym: nie można go bezpośrednio wykorzystać jako obrazu, choć zawiera wszystkie dane do jego wytworzenia. Negatyw trzeba poddać obróbce chemicznej, obraz zapisany w RAW musi być przetworzony przez program graficzny”.
Ktoś, kto fotografuje w plikach „jpg” poddaje się aparatowi bez walki. Algorytmy zaszyte w procesor aparatu wywołują obraz bez udziału fotografa. Ja wolę zapisywać RAW-y i sam stworzyć obrazy, które zarejestrowały moje oczy i umysł.
Dziś zdjęcie rudzika, który wczesnym rankiem odwiedził nasz ogród. Usiadł na kamieniu w słońcu, w takim miejscu, jakby celowo pozował.
OM-D E-M1 MII, obiektyw 300 mm f/4, parametry ekspozycji: f/18, czas 1/200 sek, ISO 1600.
Jeden komentarz